No cóż.. trochę mi zeszło z rozpoczęciem tej relacji, no ale jak ktoś przywozi 3tys. zdjęć z tygodniowego wypadu to się tak właśnie kończy
:roll:
W każdym razie dziękuję @Maxima0909 za systematyczne motywowanie do pisania
:D Wygląda na to, że pomogło
:D
Na 50 relacji z Afryki ponad 1/3 jest z Maroka, ale nie zniechęciło mnie to i napiszę kolejną
:) Być może właśnie ona pomoże komuś w podjęciu właściwej decyzji, czyli odwiedzenia Maroka, które dla mnie - po spędzeniu tam zaledwie tygodnia - stało się krajem niesamowitym, a czasem wręcz magicznym. Piszę "stało się", gdyż bardzo długo Maroko było dość daleko na mojej liście i miałam spore wątpliwości czy na pewno chcę tam jechać. No ale kolejne świetne relacje na f4f i kolejne niesamowite zdjęcia, które ktoś przywiózł z tego kawałka afrykańskiej ziemi nie mogły pozostać obojętne dla moich oczu
:) Być może tą relacją również kogoś przekonam, dołożę ostatnią cegiełkę do decyzji o zakupie biletów, której na pewno nie będziecie żałować
:)
Maroko wpisało się idealnie w nasz jesienny plan wyjazdowy - miało być: - nie za daleko - nadal ciepło - jak najtaniej - nie za długo
Wszystkie warunki spełnione, a więc kupujemy bilety: Warszawa Modlin - Paryż Beauvais - Marrakesz (FR) 07.11.2016 Fez - Madryt - Wrocław (FR) 15.11.2016 + nocny pociąg do W-wy
Udało się zmieścić w ok.450zł/osobę, co na Maroko nie jest jakimś szczytem taniości, ale ogólnie przyzwoitą ceną jak na taki trip i przy okazji szansą na złapanie paru tapas i ostatnich promieni słońca w Madrycie
8-)
Plan na miejscu zakładał przede wszystkim niezapomnianą noc na pustyni obok Merzougi, a reszta wyszła mniej więcej tak:
czyli w skrócie: Marrakesz-Ait ben Haddou-Warzazat-dolina Dades-Merzouga-Fez-Szafszawan-Fez (Todhra odpadła z powodu braku czasu)
I kolejne marzenie spełnione - czyli noc w hotelu z milionami gwiazd (=na pustyni)
:)
cdn.No to jadę dalej
;) Sorki za obsuwę
:P
Przylot z jesiennej, deszczowej i zimnej Polski do Marrakeszu był późnym wieczorem (po 22), a więc zorganizowaliśmy sobie transport z naszego riadu za ok.20euro (sporo, ale na 4 osoby ujdzie, a nie mieliśmy siły tułać się po całym dniu w podróży w poszukiwaniu taxi, która pewnie nie wiedziałaby gdzie jest nasz riad).
Bardzo ciekawy wystrój i kształty ma lotnisko w Marrakeszu
:)
I za dnia:
W Maroku natomiast deszczu nie uświadczyliśmy ani raz, z naszych siedmiu dni jeden był co najwyżej pochmurny (na trasie Warzazat-Dades-Merzouga). @piekara114 odnośnie pogody - temperatura w dzień była ok.18-22 st., w nocy spadała do ok.10st., najchłodniej było w nocy na pustyni (ok.5-7st.) i kiedy przejeżdżaliśmy przez tereny górskie (przejazd od Marrakeszu do Warzazat, w dzień ok.10st.). W praktyce oznaczało to, że w dzień najczęściej: bluzka na krótki rękaw+długie spodnie i coś cienkiego na górę, a wieczorami jednak przydawały się bluzy, a nawet na nie lekkie kurtki. Pogoda idealna na zwiedzanie, upałów nie było, choć myślałam, że będzie cieplej.
Nasz nocleg w Marrakeszu to Riad Souad, w którym spędziliśmy dwie noce (60euro za obie/2 osobowy pokój). Bardzo miła właścicielka, świetny klimat, pyszne śniadania, dobra lokalizacja - jednym słowem bardzo polecam
:) Wyglądał tak:
A dodatkowo można było skorzystać z tarasu na dachu, z którego widoki były dość.. osobliwe
:D welcome to Morocco!
Rano po śniadaniu ruszamy na eksplorację
;) Nasze cele to: - Pałac Bahia - Pałac el Badi - madrasa ben Youssef - grobowce Saadytów - meczet Kuttubija - oczywiście plac Jemma el-Fna i szeroko rozumiane szwendanie się
:)
Marrakesz od razu jawi się nam jako czerwone miasto, głównie przez jasnoczerwone budynki, najczęściej już podniszczone, do tego plątanina kabli, wąskie zaułki, ciasne uliczki, porozstawiane stragany - to cały Marrakesz.
No i niesamowite bramy z charakterystycznymi łukami i zdobieniami, coś pięknego - podobają mi się strasznie!
Podobno Marrakesz przy Fezie to pikuś (o czym przekonamy się za kilka dni), ale ilość uliczek, ulic, przecznic, zaułków jest obłędna - nawet najambitniejsi z nas nie raz zderzyli się ze ścianą, nawet gdy gps pokazywał co innego
:P To standard - chyba żadne mapy i nawigacje nie ogarniają całej tej plątaniny i czasem trzeba postawić na metodę prób i błędów
;) Tak wyglądałaby nasza trasa, gdybyśmy szli w najłatwiejszy ze sposobów (ale taki zapewne nie był
:D ):
Phi, pomyślicie, trasa prosta, 7km w 1,5h - no cóż nam zajęło cały dzień
:D oczywiście ze zwiedzeniem poszczególnych miejsc, no ale były też takie atrakcje jak całkowita niemoc w znalezieniu wejścia do pałacu Badi - nawet spotkaliśmy parę z Polski, która też nie mogła tam trafić - pozdrawiamy
:D połączyliśmy się w bólu, ale w końcu nam się udało - mam nadzieję, że im też
;) a Marokańczycy nie zawsze pomagają, jedni mówili nam, że zamknięte, drudzy wskazywali jakieś nieokreślone dokładniej kierunki, ale w końcu znalazł się litościwy wybawca
:D i nie, nic za to MADów nie chciał
;)
a pewnie nasza droga wyglądała raczej w ten sposób:
:lol:
:lol:
Z riadu udajemy się więc w stronę placu Jemma el-Fna, który w ciągu dnia nie prezentuje się tak imponująco jak w nocy, ale przy okazji łapiemy parę dirhamów w kantorze (ceny raczej podobne wszędzie) i idziemy w stronę meczetu Kuttubija, który jak większość meczetów w Maroku możemy oglądać tylko z zewnątrz (jedyne dwa meczety dostępne dla innowierców znajdują się: w Casablance - meczet Hassana II oraz ok. 100km od Marrakeszu na południowy-zachód - meczet Tin Mal). Przy meczecie Kuttubija jest bardzo przyjemny park.
Dalej idziemy w stronę grobowców Saadytów po drodze mijając meczet z nieco niższą wieżą niż Kuttubija - Moulaya el Yazid.
Na tej samej ulicy (Rue de la Kasbah) siadamy na lekki deser w przyjemnej kawiarence Cafe Kasbah z tarasem, z którego można podziwiać ładny widok na miasto.
Posileni idziemy do grobowców Saadytów (również znajdujących się na Rue de la Kasbah) - miejsce pochowania książąt z dynastii o tej samej nazwie (rządzącej Marrakeszem w tzw. złotej epoce od XVI do poł. XVII w.). Ciekawostką jest to, że w XVIII w. grobowce zostały zamurowane i dopiero po ok. 200 latach odnaleźli je Francuzi przelatujący nad miastem. Wejście kosztuje 10mad/1e, otwarte codziennie od 9-18:00 (http://www.tombeaux-saadiens.com/tarifs-horaires/ ). Grobowce, pomimo tylu lat, wyglądają pięknie, miejsce jak najbardziej warte zobaczenia.
W Maroku nie może zabraknąć kociaków
;)
Następny punkt to pałac Badi, przed którym nastąpił pierwszy większy kryzys naszej wewnętrznej nawigacji
:P Za cholerę nie mogliśmy znaleźć wejścia do pałacu, błądząc pomiędzy uliczkami i odbijając się co chwila od jakiegoś muru.. W końcu się udało - co prawda przy pomocy wskazówek jednego Marokańczyka, ale kryzys został zażegnany
;) Pierwsze wrażenie po wejściu na tereny pałacu - ach to tu grzeją w zimę tyłki nasze polskie bociany
:) Na murach pałacu, a raczej jego ruin można dostrzec całkiem sporą grupę boćków. Niestety sam pałac w niczym nie przypomina tej budowli z czasów swojej świetności - zbudowany był z wielkim rozmachem, z najlepszych, sprowadzanych z całego świata, materiałów, jednak skończył marnie - większość jego skarbów zostało rozebranych i wywiezionych do Meknes przez kolejnego sułtana. W pałacu znajduje się (i nadal można go zwiedzić) całkiem niezły system podziemnych korytarzy prowadzących do lochów - można trochę pobłądzić (jakby ktoś miał mało w Marrakeszu
:lol: ).
Poza tym warto wspiąć się na górną część pałacu skąd można podziwiać panoramę Marrakeszu wraz z górami Atlas.
Dużo okazalej prezentuje się drugi ze zwiedzanych pałaców - Bahia - dużo młodszy (z XIX w.), od wielu lat utrzymywany przez marokański rząd, a dziś - oprócz tego, że w jednej jego części mieści się marokańskie ministerstwo kultury, przyjmowani są również zagraniczni goście. I w sumie nie ma się co dziwić - pałac jest naprawdę niesamowity - piękne, wielobarwne mozaiki, koronkowa ornamentyka, zdobione drewniane sufity, rzeźbione łuki nad wejściami prowadzącymi na patia z krużgankami, fontannami i wspaniałą roślinnością - drzewkami cytrynowymi, pomarańczowymi, jaśminami i bananowcami. Mimo, że jego wnętrza również zostały rozkradzione, to wszystko tworzy niepowtarzalny klimat i jak dla mnie pałac Bahia jest taką perełką Marrakeszu. Cena i godziny wejścia tak jw.
Jednak największą perłą Marrakeszu (wg mnie) jest szkoła koraniczna ben Youssefa. Zanim do niej dotrzemy, pomiędzy sukami, straganami i wysokimi murami znajdziemy w Marrakeszu kilka całkiem magicznych i przyjemnych zakątków
:)
Szkoła koraniczna (medresa) i meczet Alego ibn Jusufa (ben Youseffa) to najlepszy przykład architektury muzułmańskiej - znów można podziwiać niesamowite mozaiki, koronkowo rzeźbione łuki, zdobione wykończenia, a to wszystko w największej szkole teologicznej Maghrebu - kiedyś uczęszczało tam nawet 900 uczniów. Obok medresy jest również meczet (najstarszy w Marrakeszu), jednak niedostępny dla niemuzułmanów. Największe wrażenie robi dziedziniec, ale warto wybrać się też na spacer po innych pomieszczeniach medresy i zobaczyć np. salę modlitewną.
Byłam 10 lat w Maroku na przełomie grudnia i stycznia - podczas 14 dniowej podróży 1 dzień pochmurno-deszczowy (w Marrakeszu właśnie), a poza tym temperatura wyższa, niż mieliście. Można było się opalać w kostiumie.
:)Z chęcią powrócę do klimatów arabskich, więc czekam na ciąg dalszy.
:D
meteorka2207 napisał:Hahaha, byłam w Marrakeszu latem 2008 roku i mam identyczne fotki
;-)wyjęłaś mi to z ust, kilka kadrów jota w jotę!
:D aż trudno uwierzyć
:)no i nasza restauracja na przeciwko grobowców! najlepsza!
Dziękuję za miłe słowa
:) Teraz niestety muszę przerwać relację na ok.2tygodnie, myślałam,że się wyrobię przed kolejnym wyjazdem, ale niestety za dużo na glowie
:( Ale jak wrócę to szybciutko kończę - obiecuję
;)@Legion1 dobrze pamiętam,że lecieliśmy w podobnym terminie?
:)
@olajaw tak byliśmy praktycznie w tym samym terminie
:) z tym, że My na pustynię ruszyliśmy na 3 dni zorganizowaną wycieczką z Marrakeszu, a potem mieliśmy Essaourię i Rabat
;)
olajaw napisał:Dziękuję za miłe słowa
:) Teraz niestety muszę przerwać relację na ok.2tygodnie, myślałam,że się wyrobię przed kolejnym wyjazdem, ale niestety za dużo na glowie
:( Ale jak wrócę to szybciutko kończę - obiecuję
;)Czekam na ciag dalszy i pozdrawiam cieplutko.
:)
@klapio dziękuję
:) bezpośrednich lotów może nie ma dużo (tylko Agadir), ale Ryanairem dolecisz z przesiadką całkiem bezproblemowo i wygodnie do większości miast w Maroku
:)
Fajna relacja.Szczególnie zauroczyły mnie wieczorne zdjęcia z Szafszawanu. Nastrój jak z baśni tysiąca i jednej nocy
;)Zgadzam się z przedmówcami - świetne zdjęcia
:)
Super relacja, mam nadzieję, że skorzystam z niej w przyszłym roku
:) Fajne i ładne zdjęcia, tylko wydaje mi się, że niektóre są za duże - nawet na moim sporym monitorze nie wyświetlają się w całości, co utrudnia ich odbiór
;). Wspominałaś wcześniej o nie najlepszym hostingu, ja ostatnio korzystam z flickra i na razie bez większych zarzutów. Tak w ogóle czy tylko mnie nie wyświetlają się prawidłowo wszystkie zdjęcia?
Dzięki @Pabloo i dzięki @meteorka2207
:) Chyba jednak muszę niektóre zdjęcia pozmniejszać, bo u mnie też (ale tylko na komputerze w pracy, w domu ok) nie wszystkie się dogrywają (głównie problem raczej dotyczy tych "pionowych"). Mam nadzieję, że w końcu będzie ok
:roll:
A teraz w ramach przerwy na reklamy zapraszam na kanał Discovery Channel i odcinek nr 134243 "Jak to jest zrobione - szaliczek"
:D
:D
:Dhttps://youtu.be/YmB32EpYvGUI jeszcze jeden film, tym razem znaleziony w sieci - kto pił berber whisky wie, że sposób jej nalewania jest dość specyficzny - tutaj z przymrużeniem oka:
:Dhttps://www.facebook.com/pg/RedOneOffic ... e_internalPrzy okazji dodam, że berber whisky, czyli miętowa zielona herbata jest nazywana w Maroku płynem życia, a dodawana do niego duża ilość cukru symbolizuje dobrobyt i szczęście - więc raczej nie należy odmawiać, gdy zostaniemy nią poczęstowani
:) A to na pewno co najmniej kilka razy się nam w Maroku przydarzy
:)
olajaw napisał:Przy okazji dodam, że berber whisky, czyli miętowa zielona herbata jest nazywana w Maroku płynem życia, a dodawana do niego duża ilość cukru symbolizuje dobrobyt i szczęście - więc raczej nie należy odmawiać, gdy zostaniemy nią poczęstowani
:) A to na pewno co najmniej kilka razy się nam w Maroku przydarzy
:)Tak, tylko trzeba sie przelamac, jak ktos nie uzywa cukru, tak jak np. ja.Ja zawsze tlumacze, ze cukier jest dla bogatych, nie dla biednych, wtedy sie posmieja i mozna pojsc na kompromis.
;)Pozdr.
Ja słodzę herbatę/kawę tylko symbolicznie, gorzkie mi nie przejdą przez gardło, ale taki ulepek jak serwowana w Maroku berber whisky też był dużą skrajnością
:) Ale w połączeniu z pyszną świeżą miętą jak dla mnie do wypicia
;) Natomiast koleżanka, która ze mną była w Maroku za każdym razem krzyczała 'but.. no sugar please!'
:D Trochę dziwnie Marokańczycy się na nią patrzyli
;)
W każdym razie dziękuję @Maxima0909 za systematyczne motywowanie do pisania :D Wygląda na to, że pomogło :D
Na 50 relacji z Afryki ponad 1/3 jest z Maroka, ale nie zniechęciło mnie to i napiszę kolejną :) Być może właśnie ona pomoże komuś w podjęciu właściwej decyzji, czyli odwiedzenia Maroka, które dla mnie - po spędzeniu tam zaledwie tygodnia - stało się krajem niesamowitym, a czasem wręcz magicznym. Piszę "stało się", gdyż bardzo długo Maroko było dość daleko na mojej liście i miałam spore wątpliwości czy na pewno chcę tam jechać. No ale kolejne świetne relacje na f4f i kolejne niesamowite zdjęcia, które ktoś przywiózł z tego kawałka afrykańskiej ziemi nie mogły pozostać obojętne dla moich oczu :) Być może tą relacją również kogoś przekonam, dołożę ostatnią cegiełkę do decyzji o zakupie biletów, której na pewno nie będziecie żałować :)
Maroko wpisało się idealnie w nasz jesienny plan wyjazdowy - miało być:
- nie za daleko
- nadal ciepło
- jak najtaniej
- nie za długo
Wszystkie warunki spełnione, a więc kupujemy bilety:
Warszawa Modlin - Paryż Beauvais - Marrakesz (FR) 07.11.2016
Fez - Madryt - Wrocław (FR) 15.11.2016
+ nocny pociąg do W-wy
Udało się zmieścić w ok.450zł/osobę, co na Maroko nie jest jakimś szczytem taniości, ale ogólnie przyzwoitą ceną jak na taki trip i przy okazji szansą na złapanie paru tapas i ostatnich promieni słońca w Madrycie 8-)
Plan na miejscu zakładał przede wszystkim niezapomnianą noc na pustyni obok Merzougi, a reszta wyszła mniej więcej tak:
czyli w skrócie: Marrakesz-Ait ben Haddou-Warzazat-dolina Dades-Merzouga-Fez-Szafszawan-Fez
(Todhra odpadła z powodu braku czasu)
I kolejne marzenie spełnione - czyli noc w hotelu z milionami gwiazd (=na pustyni) :)
cdn.No to jadę dalej ;) Sorki za obsuwę :P
Przylot z jesiennej, deszczowej i zimnej Polski do Marrakeszu był późnym wieczorem (po 22), a więc zorganizowaliśmy sobie transport z naszego riadu za ok.20euro (sporo, ale na 4 osoby ujdzie, a nie mieliśmy siły tułać się po całym dniu w podróży w poszukiwaniu taxi, która pewnie nie wiedziałaby gdzie jest nasz riad).
Bardzo ciekawy wystrój i kształty ma lotnisko w Marrakeszu :)
I za dnia:
W Maroku natomiast deszczu nie uświadczyliśmy ani raz, z naszych siedmiu dni jeden był co najwyżej pochmurny (na trasie Warzazat-Dades-Merzouga). @piekara114 odnośnie pogody - temperatura w dzień była ok.18-22 st., w nocy spadała do ok.10st., najchłodniej było w nocy na pustyni (ok.5-7st.) i kiedy przejeżdżaliśmy przez tereny górskie (przejazd od Marrakeszu do Warzazat, w dzień ok.10st.). W praktyce oznaczało to, że w dzień najczęściej: bluzka na krótki rękaw+długie spodnie i coś cienkiego na górę, a wieczorami jednak przydawały się bluzy, a nawet na nie lekkie kurtki. Pogoda idealna na zwiedzanie, upałów nie było, choć myślałam, że będzie cieplej.
Nasz nocleg w Marrakeszu to Riad Souad, w którym spędziliśmy dwie noce (60euro za obie/2 osobowy pokój). Bardzo miła właścicielka, świetny klimat, pyszne śniadania, dobra lokalizacja - jednym słowem bardzo polecam :)
Wyglądał tak:
A dodatkowo można było skorzystać z tarasu na dachu, z którego widoki były dość.. osobliwe :D welcome to Morocco!
Rano po śniadaniu ruszamy na eksplorację ;) Nasze cele to:
- Pałac Bahia
- Pałac el Badi
- madrasa ben Youssef
- grobowce Saadytów
- meczet Kuttubija
- oczywiście plac Jemma el-Fna
i szeroko rozumiane szwendanie się :)
Marrakesz od razu jawi się nam jako czerwone miasto, głównie przez jasnoczerwone budynki, najczęściej już podniszczone, do tego plątanina kabli, wąskie zaułki, ciasne uliczki, porozstawiane stragany - to cały Marrakesz.
No i niesamowite bramy z charakterystycznymi łukami i zdobieniami, coś pięknego - podobają mi się strasznie!
Podobno Marrakesz przy Fezie to pikuś (o czym przekonamy się za kilka dni), ale ilość uliczek, ulic, przecznic, zaułków jest obłędna - nawet najambitniejsi z nas nie raz zderzyli się ze ścianą, nawet gdy gps pokazywał co innego :P To standard - chyba żadne mapy i nawigacje nie ogarniają całej tej plątaniny i czasem trzeba postawić na metodę prób i błędów ;) Tak wyglądałaby nasza trasa, gdybyśmy szli w najłatwiejszy ze sposobów (ale taki zapewne nie był :D ):
Phi, pomyślicie, trasa prosta, 7km w 1,5h - no cóż nam zajęło cały dzień :D oczywiście ze zwiedzeniem poszczególnych miejsc, no ale były też takie atrakcje jak całkowita niemoc w znalezieniu wejścia do pałacu Badi - nawet spotkaliśmy parę z Polski, która też nie mogła tam trafić - pozdrawiamy :D połączyliśmy się w bólu, ale w końcu nam się udało - mam nadzieję, że im też ;) a Marokańczycy nie zawsze pomagają, jedni mówili nam, że zamknięte, drudzy wskazywali jakieś nieokreślone dokładniej kierunki, ale w końcu znalazł się litościwy wybawca :D i nie, nic za to MADów nie chciał ;)
a pewnie nasza droga wyglądała raczej w ten sposób: :lol: :lol:
Z riadu udajemy się więc w stronę placu Jemma el-Fna, który w ciągu dnia nie prezentuje się tak imponująco jak w nocy, ale przy okazji łapiemy parę dirhamów w kantorze (ceny raczej podobne wszędzie) i idziemy w stronę meczetu Kuttubija, który jak większość meczetów w Maroku możemy oglądać tylko z zewnątrz (jedyne dwa meczety dostępne dla innowierców znajdują się: w Casablance - meczet Hassana II oraz ok. 100km od Marrakeszu na południowy-zachód - meczet Tin Mal). Przy meczecie Kuttubija jest bardzo przyjemny park.
Dalej idziemy w stronę grobowców Saadytów po drodze mijając meczet z nieco niższą wieżą niż Kuttubija - Moulaya el Yazid.
Na tej samej ulicy (Rue de la Kasbah) siadamy na lekki deser w przyjemnej kawiarence Cafe Kasbah z tarasem, z którego można podziwiać ładny widok na miasto.
Posileni idziemy do grobowców Saadytów (również znajdujących się na Rue de la Kasbah) - miejsce pochowania książąt z dynastii o tej samej nazwie (rządzącej Marrakeszem w tzw. złotej epoce od XVI do poł. XVII w.). Ciekawostką jest to, że w XVIII w. grobowce zostały zamurowane i dopiero po ok. 200 latach odnaleźli je Francuzi przelatujący nad miastem. Wejście kosztuje 10mad/1e, otwarte codziennie od 9-18:00 (http://www.tombeaux-saadiens.com/tarifs-horaires/ ). Grobowce, pomimo tylu lat, wyglądają pięknie, miejsce jak najbardziej warte zobaczenia.
W Maroku nie może zabraknąć kociaków ;)
Następny punkt to pałac Badi, przed którym nastąpił pierwszy większy kryzys naszej wewnętrznej nawigacji :P Za cholerę nie mogliśmy znaleźć wejścia do pałacu, błądząc pomiędzy uliczkami i odbijając się co chwila od jakiegoś muru.. W końcu się udało - co prawda przy pomocy wskazówek jednego Marokańczyka, ale kryzys został zażegnany ;) Pierwsze wrażenie po wejściu na tereny pałacu - ach to tu grzeją w zimę tyłki nasze polskie bociany :) Na murach pałacu, a raczej jego ruin można dostrzec całkiem sporą grupę boćków. Niestety sam pałac w niczym nie przypomina tej budowli z czasów swojej świetności - zbudowany był z wielkim rozmachem, z najlepszych, sprowadzanych z całego świata, materiałów, jednak skończył marnie - większość jego skarbów zostało rozebranych i wywiezionych do Meknes przez kolejnego sułtana. W pałacu znajduje się (i nadal można go zwiedzić) całkiem niezły system podziemnych korytarzy prowadzących do lochów - można trochę pobłądzić (jakby ktoś miał mało w Marrakeszu :lol: ).
Poza tym warto wspiąć się na górną część pałacu skąd można podziwiać panoramę Marrakeszu wraz z górami Atlas.
Cena za wejście do pałacu - 10mad/1e, otwarte 8-17:00 (http://www.palais-el-badi.com/en/prices-opening-hours/ ).
Dużo okazalej prezentuje się drugi ze zwiedzanych pałaców - Bahia - dużo młodszy (z XIX w.), od wielu lat utrzymywany przez marokański rząd, a dziś - oprócz tego, że w jednej jego części mieści się marokańskie ministerstwo kultury, przyjmowani są również zagraniczni goście. I w sumie nie ma się co dziwić - pałac jest naprawdę niesamowity - piękne, wielobarwne mozaiki, koronkowa ornamentyka, zdobione drewniane sufity, rzeźbione łuki nad wejściami prowadzącymi na patia z krużgankami, fontannami i wspaniałą roślinnością - drzewkami cytrynowymi, pomarańczowymi, jaśminami i bananowcami. Mimo, że jego wnętrza również zostały rozkradzione, to wszystko tworzy niepowtarzalny klimat i jak dla mnie pałac Bahia jest taką perełką Marrakeszu.
Cena i godziny wejścia tak jw.
Jednak największą perłą Marrakeszu (wg mnie) jest szkoła koraniczna ben Youssefa. Zanim do niej dotrzemy, pomiędzy sukami, straganami i wysokimi murami znajdziemy w Marrakeszu kilka całkiem magicznych i przyjemnych zakątków :)
Szkoła koraniczna (medresa) i meczet Alego ibn Jusufa (ben Youseffa) to najlepszy przykład architektury muzułmańskiej - znów można podziwiać niesamowite mozaiki, koronkowo rzeźbione łuki, zdobione wykończenia, a to wszystko w największej szkole teologicznej Maghrebu - kiedyś uczęszczało tam nawet 900 uczniów. Obok medresy jest również meczet (najstarszy w Marrakeszu), jednak niedostępny dla niemuzułmanów. Największe wrażenie robi dziedziniec, ale warto wybrać się też na spacer po innych pomieszczeniach medresy i zobaczyć np. salę modlitewną.